sobota, 26 października 2013

Rozdział 3

Love to win – hate to lose.

Czas mijał, a relacja Nathalie i Roberta zmieniała się wraz z nim. Tak jak wiele innych rzeczy... I mimo, że tych dwoje było ze sobą blisko, każde z nich miało swoje mniejsze i większe tajemnice, które pozostawały w cieniu.
Ruda nienawidziła niedziel. Najczęściej miała wtedy wolne, nie miała się czym zająć ani dokąd iść. Wszystkie sklepy były zamknięte, a dokąd jeszcze mogła chodzić sama? W takich momentach żałowała swojej natury samotnika. Mimo że Jurgen na pewno nie byłby na nią zły, gdyby zapukała do jego drzwi, wpadając z wizytą, nie chciała się mu narzucać. Przygotowała więc relaksującą kąpiel, pełną piany, bąbelków, z winem i muzyką. Zawsze marzyła o czymś takim, a teraz miała ku temu idealną okazję. Czuła jak jej mięśnie rozluźniają się pod wpływem wody. Zamknęła oczy i odpłynęła myślami. Dokąd to wszystko prowadziło? Całe jej życie zmierzało w kierunku nieuchronnej katastrofy, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Obiecała, że będzie grzeczną córeczką i zostawi wszystko daleko za sobą. Tak naprawdę pragnęła tylko być teraz w Paryżu, nawet jeśli zamiast widoku wieży Eiffela  czekało na nią cierpienie i smutek. Jak długo wytrzyma czekając? Czy w końcu zbuntuje się i wsiądzie w samolot do Francji? A może strach nie pozwoli jej zrobić niczego i dalej będzie tutaj, na wpół sparaliżowana, budować namiastkę życia? Woda zrobiła się już zimna, więc dziewczyna wyszła z wanny i otuliła się ręcznikiem. Marznąc, usiadła na kanapie i wpatrując się w punkt przed sobą, znowu popadła w swego rodzaju trans. Nie rozpłacze się... a jednak. Znowu nie zdołała powstrzymać słonych kropel. Ile można płakać? Jeśli łzy oczyszczają duszę, to jej powinna być już nieskazitelnie czysta do cholery! Z letargu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Trzęsąc się jak na polarnym mrozie, wstała powoli i otworzyła drzwi. Tylko jedna osoba znała ten adres, ale Lewandowski nią niby nie był, a jednak stał na progu. Nathalie właśnie w tym momencie najbardziej żałowała tego ja wygląda: Miała mokre włosy z których jeszcze kapała woda, oczy i twarz spuchnętą od płacz i najważniejsze – gdyby nie ręcznik byłaby całkiem naga.
- Nie wpuszczę cię – powiedziała, zamiast jakiegokolwiek przywitania – zresztą - co miała mówić? „Cześć, co tam u ciebie?” Zatrzaśnięcie drzwi, też nie było najlepszym rozwiązaniem. Zanim zdążyła zrobić cokolwiek – Lewy zatrzasnął drzwi, ale za sobą. W tej chwili patrzyli na siebie milcząc i czekając na to, aż to drugie zrobi...coś, bo dla obojga sytuacja była co najmniej dziwna. Dziewczyna czuła się źle z tym, że piłkarz zobaczył ją w stanie kompletnej rozsypki – zaskoczoną, bezbronną, załamaną, po prostu taką, jaką powinna pozostać tylko dla siebie. On nie wiedział co zrobić, bał się że skrzywdzi ją, robiąc choćby najmniejszy ruch. W końcu jednak odważył się i położył jej dłoń na policzku. W głębi duszy, gdzieś tam w środku, chciała żeby przyszedł, żeby powiedział jej, że wszystko będzie dobrze. Nie zrobił tego. Zamiast tego, kazał jej się ubrać i dopiero kiedy wróciła, mocno ją przytulił, co było zdecydowanie lepsze. Już się nie trzęsła, nie myślała. Zwyczajnie rozkoszowała się jego opiekuńczością, zapachem, obecnością i ciepłem. Poczuciem bezpieczeństwa, które dawał jej, może tym, że był od niej dużo większy, może tym, że był mężczyzną, a może tym że po prostu był obok.
- Jest już późno, dlaczego tu ze mną siedzisz? - chciała wiedzieć  dziewczyna, po dłuższym czasie milczenia.
- Nie wiem – odpowiedział.
- A czemu przyszedłeś? - pytała dalej.
- Nie wiem – znowu ta sama odpowiedź.
- A wiesz cokolwiek? - nie poddawała się Ruda.
- Przy tobie? Nie, w ogóle nie wiem czego się spodziewać. I chyba właśnie o to chodzi...
- Wiesz co? - zapytał znowu, tym razem zmieniając ton i patrząc na Nath. - Głodny jestem.  Rudowłosa zaśmiała się lekko zachrypniętym głosem.
- Cały dzień nic nie jadłam, chodź. Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę kuchni. Sprawdzili lodówkę i szafki -  jednego byli pewni – nie było nawet starych bułek, żeby zrobić kanapki.
- Możemy coś zamówić, jak chcesz... - zaczęła niepewnie dziewczyna. - Ale możesz wrócić do domu, twoja dziewczyna na pewno...
- Nie, nie – zaprzeczył – Przecież cię tu tak nie zostawię. To co, chińszczyzna?
Niecałe pół godziny później, siedzieli na dywanie i starali się jeść smażony z kurczakiem makaron jak prawdziwi Chińczycy. Śmiali się przy tym jak dzieci, a potrawa lądowała na ich ubraniach i dywanie. W końcu poddali się i poszli po widelce.
- O patrz! Ciasteczka z wróżbą! - ucieszyła się studentka. Uwielbiałam je, jak byłam mała! - Ucieszona, rozerwała opakowanie i rozkruszyła ciastko, wyjmując małą karteczkę:
Błąd chwili staje się troską całego życia.

Znowu pomyślała o wszystkim co ją dręczyło. Może jednak wcale nie lubi chińskich wróżb?


~*~
Poniedziałkowy wieczorny trening, był ostatnim przed jutrzejszym meczem z Fortuną Düsseldorf  Zawodnicy czuli się dobrze przygotowani i pewni siebie. Jedynie trener wydawał się rozdrażniony. Wrzeszczał trochę więcej niż zwykle, wymagał więcej i brak mu było koncentracji. Kiedy razem z Nath weszli do szatni po treningu, zaczął chodzić wkoło pomieszczenia, jakby starał się pozbierać myśli. W końcu zatrzymał się przy szafce oznaczonej numerem dziewięć i zlustrował ją uważnym spojrzeniem. W końcu pokręcił głową i machnął ręką.
- Mam nadzieję, że masz większy porządek w głowie, niż w tej szafce Lewy.

                                                                  ~*~
Nikt nie był zadowolony z wtorkowego meczu. Zeszłoroczni mistrzowie Niemiec ledwo zremisowali z beniaminkami ze stolicy Nadrenii Północnej Westfalii. Strzelcem jedynej bramki dla BVB był Kuba Błaczykowski, więc osobą szczególnie zawiedzioną był nasz napastnik – Robert. Frustracja ściskała mu wnętrzności, więc nic dziwnego, że wpadł do szatni, niczym huragan. Starał się, wmówić sobie że remis to nie porażka, ale taki wynik z tak słabym przeciwnikiem...
Prawie wszyscy zawodnicy zdążyli już wyjść z szatni, Polak też chciał to zrobić, jednak ktoś zagrodził mu drogę. Nathalie od wczoraj zdecydowanie zmienił się nastrój – już nie dawała po sobie poznać swoich słabości – znowu była twarda, zdecydowana.
- Przepuść mnie! – warknął na nią brunet, jednak zielonooka nie chciała ustąpić. A on chciał jedynie wrócić do domu, zapomnieć o tym meczu, wyciszyć się, uspokoić.
- Nie wydaje mi się żebyś posprzątał już swoje rzeczy... - powiedziała niby to niewinnie, ale tak naprawdę chciała go sprowokować, w jej tylko znanym celu. Najwidoczniej natura osoby złośliwej dała o sobie znać. Zniecierpliwiony piłkarz odepchnął ją, czym tylko ją rozwścieczył. Zmarszczyła nos i brwi, a ręce skrzyżowała na piersi.
- Taki byłeś wczoraj słodki, a teraz co? Mamusia cię nie nauczyła, że kobiet się nie bije? - jej to był ostry, ale teatralny.
- Taka byłaś wczoraj niewinna i bezbronna, a teraz znowu się rzucasz.
W jego głosie przeważała ironia. Podczas tej krótkiej wymiany zdań już wszyscy zdążyli się ulotnić. Ruda zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz, barykadując drzwi swoim ciałem.
- Gdybyś nie zauważyła – wychodziłem! - Lewandowski był już na granic wybuchu. Co ta mała kombinuje?
- Ale ja jeszcze nie skończyłam. - Zanim zdążył zrobić cokolwiek, rzuciła się na niego, łącząc ich ustaw pocałunku. To nie był idealny pocałunek, raczej niezgrabny, z zaskoczenia. Odskoczył od niej i zlustrował zaskoczonym wzrokiem.
- Co ty robisz? - syknął
- Mieszasz mi w głowie. Jestem samotna, przychodzisz i... - Nie dokończyła. Odwróciła się i drżącymi dłońmi przekręciła klucz i nacisnęła klamkę.
- Przepraszam... - mruknęła, nie patrząc mu w oczy. Możesz iść...
Jeśli Robert wcześniej myślał już o tym, że nie rozumie Nathalie, to w tym momencie naprawdę nie nadążał. Znowu czuł, że nie może jej zostawić, skoro ona mówiła, że to on mieszał jej w głowie, to ona właśnie bawiła się nie tylko jego myślami, ale uczuciami również.
 - Chodź, pokażę ci dokąd uciekam, kiedy sobie z czymś nie radzę.

_________________
 I jest rozdział - po przebojach, zmianie końcówki, ale jakiś jest. A ocenę jaki - pozostawiam Wam. Zapraszam do komentowania, nie gryzę! :)

sobota, 19 października 2013

Rozdział 2.


Zostając piłkarzem poświęcasz całe swoje życie dla piłki - nie masz zbyt wiele czasu dla najbliższych, często poświęcasz swoje życie prywatne i nie możesz pozwolić sobie na picie alkoholu czy palenie papierosów, o silniejszych używkach nie wspominając. Warto?Jeśli zapytasz któregokolwiek zawodowego piłkarza odpowiedź zabrzmi - tak.Bowiem każdy chłopak decydujący się na ten zawód doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego wyboru. Zresztą, jeśli wszystko pójdzie tak jak sobie każdy młodziak marzy - w przyszłości będzie go stać na każdy samochód, na wielki dom, a i dziewczyny nie przejdą obok niego obojętnie. To wszystko to tylko dodatki. Dla każdego piłkarza najważniejsza powinna być gra i wygrana.Nathalie często zostawała na Signal Iduna Park i Rote Erde dłużej niż powinna. Zdarzało się, że ze względu na studia nie było jej rano, ale za to była ostatnią, która wychodziła z pracy wieczorem. Dziwne było również to, że nie rozmawiała z nikim, poza Kloppem, czasem wymieniała kilka uwag z innymi trenerami. Do piłkarzy nie odzywała się praktycznie w ogóle, nie licząc formułek grzecznościowych ograniczających się do "Co u ciebie?" i "Dobrze". Przez większość czasu obserwowała wszystko z słuchawkami w uszach, pogrążona we własnych myślach. Jej nieodłącznym atrybutem stał się też notatnik w twardej oprawie, w którym zapisywała rzeczy, o których tylko jej była wiadomo. Od czasu treningu, kiedy to ona i Lewy zostali zmuszeni do rozmowy, Polak stał się dla niej drugim po "wujku Kloppie" partnerem do rozmów, których tak czy tak, nie było zbyt wiele. Jednak za każdym razem, kiedy zaczynali się sprzeczać lub po prostu komentować pogodę, albo ostatni mecz, Jurgen uśmiechał się w ich stronę. Robert czuł się przez to, jak wykluczony z jakieś tajemnicy, ale uznał, że to dobrze, że dziewczyna rozmawia chociaż z nim. Dlatego wszyscy zdziwili się, kiedy w dzień sesji zdjęciowej wpadła do sali konferencyjnej tego dnia przerobionej na studio fotograficzne, prawie biegnąć. Nie spojrzała na nikogo, od razu podbiegając do trenera, podając mu jakiś dokument. Nastrój Jurgena zmienił się w ciągu sekundy - z wesołego, rezolutnego - smutny i przytłoczony. Te same uczucia widoczne były na twarzy dziewczyny. Nathalie rozejrzała się po twarzach wszystkich obecnych i wymusiła na twarzy uśmiech. "Przecież nic się nie stało" - starała się wmówić nie tylko sobie ale reszcie świata również. Po chwili zmarszczyła nos i brwi i znowu zmienił się jej humor. Teraz wydawała się być wściekła.- Kto to jest?! - wskazała oskarżycielsko na fotografa.
- Kto go w ogóle zatrudnił? Wszyscy aż podskoczyli, słysząc jak krzyczy - do tej pory przez większość czasu milczała, a teraz nagle wrzeszczy, przypominając rozjuszoną osę bardziej, niż cichą zamkniętą w sobie studentkę. Jeszcze raz zlustrowała podest na którym stali piłkarze i pokręciła głową z dezaprobatą. Bez pytania nikogo o zdanie, wzięła do ręki aparat i przejrzała do tej pory wykonane fotografie. Nikt nie śmiał się jej sprzeciwiać.
- Beznadzieja - stwierdziła gładko i odłożyła urządzenie.
- Ustawiliście ich, jak dzieci do klasowego  zdjęcia! Ile oni mają lat, dwanaście?! Wyżywanie się na autorze zdjęć jej nie wystarczyło, szybko znalazła sobie nową ofiarę - kulącą się w tej chwili za swoim szefem stylistkę, która zamiast odciągnąć, przyciągnęła na siebie uwagę swoim strachliwym zachowaniem.
- Ty ich tak ubrałaś? Czy ty nawet nie wiesz, jakie są kolory tego klubu? Spójrz na Lewandowskiego... no spójrz - powtórzyła, kiedy blondynka nie zareagowała. - Fioletowy!? Przecież wygląda jak pedał! A Reus? Różowy? To może twój ulubiony kolor dziewczynko, ale my tu tanich linii lotniczych nie reklamujemy,tylko Borussię. Każ im się przebrać! - Nathalie była tak rozjuszona, że młoda stylistka tylko czmychnęła jej z pola widzenia. Fotograf miał nadzieję zrobić to samo, ale nie zdążył, szybko zawołała za nim:
- Ej ty w okularach. To nie portrety na groby, nie potrzebujemy tu poważnych min. Zrób wspólne zdjęcia Marcelowi z Matsem, Sebastianowi z Romanem, Goetze z Reusem... sama nie wiem. Najlepiej zapytaj ich o zdanie, w końcu znają się najlepiej. To były jej ostatnie słowa, zanim szybkim krokiem wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. O dziwo wszyscy w pośpiechu wykonali jej polecenia, chyba bojąc się że wróci i zrówna ich wszystkich z ziemią...
~*~
Piętnaście minut później Robert znalazł ją na zewnątrz siedzącą na wąskiej drewnianej ławce. Obejmowała się ramionami jakby chciała się przed czymś ochronić. Lekko bujała swoje ciało do przodu i do tyłu, a jej oddech był nierówny i płytki. Z jej oczu leciały łzy, których nie miała siły, lub nie chciała ocierać. Rozpuszczone rude włosy unosiły się z każdym silniejszym podmuchem wiatru, nadając jej i tak już wykrzywionej w grymasie twarzy, ostrego, zaciętego wyglądu.
- Odejdź – warknęła  nie spoglądając na bruneta. Zignorował ją i usiadł obok, zostawiając między nimi około metrowy odstęp. Czuł, że nie może jej tym razem zostawić, ale nie chciał naruszać jej prywatności. Każdy miał prawo sobie popłakać, ale jego zdaniem zachowanie Nathalie było co najmniej dziwne. W ciągu pół godziny zmieniła swój nastrój trzy razy – z przygnębienia na wściekłość, by potem wpaść w kompletnego emocjonalnego doła.
- Wiesz co w tobie lubię? - zapytała, nie czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Nie zadajesz pytań.
- Po co zadawać pytanie, skoro i tak mi nie odpowiesz? - To lekko filozoficzne pytanie zbiło dziewczynę z tropu. Nie wiedziała że Lewy jest takim dobrym obserwatorem – to była raczej jej działka. - Miałem w swoim życiu taki etap, w którym „rozmowa” stała się moim przekleństwem. Ale jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać – możesz do mnie przyjść... czasem lepiej posłuchać co ma do powiedzenia ktoś, kto stoi z boku. Uśmiechnął się pokrzepiająco i już miał odejść i zostawić Rudą w spokoju, kiedy ta spojrzała na niego wnikliwie i zapytała:
- Straciłeś kiedyś kogoś, kogo brak sprawił że twój świat rozpadł się na tysiąc kawałeczków?Widział w jej oczach, że samo wypowiedzenie tego zdania na głos, wiele ją kosztowało.
- Co jeśli powiem, że tak? - w tym momencie jego oczy również posmutniały. Jego niebieskie tęczówki i zielone spojrzenie rudej spotkały się na chwilę. Czy to było to? Czy strata, to właśnie to co ich łączyło?

Beautiful smile with those sad eyes*

J.Timberlake - Amnesia
 ___________

No i jest dwójka :) Mam nadzieję, że jest w miarę - i że wyrazicie jakąś opinię w komentarzach. Jeśli ktoś chce być informowany, to odsyłam do zakładki "Informowani"Miłej soboty życzę  <3


sobota, 12 października 2013

Rozdział 1.


Żeby opowiedzieć tą historię musimy najpierw spojrzeć wstecz. Wróćmy myślami do sierpnia 2012 roku, kiedy to swój początek miał pięćdziesiąty, jubileuszowy sezon Bundesligi. Miał to być sezon wyjątkowy dla Borussii Dortmund, która po dwóch latach sukcesów na własnym niemieckim podwórku wreszcie zamierzała zaistnieć na arenie międzynarodowej. Wielki powrót Marco Reusa, doskonała taktyka i świetne nastroje, zarówno zawodników i kibiców - wszystko stało na swoim miejscu gotowe na start pierwszego meczu. Dzięki bramkom Marco i Mario BVB wygrało  i mogło spokojnie świętować zwycięstwo w rundzie premierowej. Ale to wszyscy mogli zobaczyć w telewizji... a my chcemy opowiedzieć o czymś, o czym wiedzą tylko nieliczni. Jeszcze w wakacje, kiedy żółto-czarni trenowali na obozie w Bad Ragaz wśród  ekipy z Zagłębia Ruhry pojawił się ktoś nowy. Dziewczyna - drobna, niezbyt wysoka. Niby niczym się nie wyróżniała. Może poza kolorem długich rudo-czerwonych włosów. I sposobem w jaki się poruszała. Wielu chciało ją wyśledzić, lecz ona raz pojawiała się, raz znikała, jakby była szpiegiem jednej z niemieckich gazet sportowych, które tylko czekały na jakąś sensację i dobry nagłówek dla swojego artykułu. Dopiero po powrocie do Dortmundu wszyscy oficjalnie dowiedzieli się kim jest Nathalie - dwudziestolatka  miała asystować Jurgenowi Kloppowi przez cały sezon wykonując drobniejsze prace biurowe, obserwować treningi, czasem tłumaczyć - podobno znała cztery języki. W między czasie zaczynała studia dziennikarskie na dortmundzkim uniwersytecie.
~*~
Żadna historia nie dzieje się z dnia na dzień - nikt codziennie nie doznaje olśnienia, nie przezywa przygody życia i również nikt - nie zakochuje się każdego dnia w innej osobie. Ta historia to tylko kilka wyrwanych z codzienności fragmentów, które tylko razem tworzą jakąś całość. Jednym z dziwniejszych korytarzy w siedzibie klubu z Dortmundu jest ten prowadzący na salę gdzie odbywają się konferencje prasowe. Można tam tuż obok łazienek przejść bezpośrednio do Borusseum, toteż zawodnicy niezbyt często korzystali z tego przejścia, nie chcąc natknąć się niepotrzebnie na nazbyt napalone grupy fanów i kibiców. Pewnie o tym myślała Nathalie, chowając się w tym miejscu, kurczowo przyciskając telefon komórkowy do ucha, sycząc coś po francusku w stronę rozmówcy.Jednak pierwszego dnia, kilka godzin przed gwizdkiem sędziego nikt nie spodziewał się tłumów w zamkniętym sklepie, więc Marco, Robert i Mario postanowili skrócić sobie drogę do parkingów i przeszli tuż obok wściekłej dziewczyny nie za bardzo przywiązując uwagę do tego, że właśnie o mało jeden z nich jej nie przewrócił. Po prostu odeszli dalej pochłonięci własnymi sprawami. Dopiero przy drzwiach Lewandowski kątem oka dostrzegł jak dziewczyna powoli zsuwa się po ścianie i chowa twarz w dłoniach, chcąc powstrzymać łzy. Przez ułamek sekundy chciał wrócić i zapytać co się stało, ale po chwili zrezygnował. Nie należał do osób, które chętnie mieszały się w problemy innych.
~*~
Po kilku tygodniach już wszyscy przyzwyczaili się do obecności asystentki Jurgena. Przestał ich nawet dziwić fakt, że nazywała go „wujek Kloppo”, co nie do końca odpowiadało ich wyobrażeniom, ale no cóż. Podczas jednego z treningów, a właściwie jeszcze przed jego rozpoczęciem Nathalie weszła do szatni, by sprawdzić dlaczego Lewy zaczyna się spóźniać. Uśmiechała się krzywo, widząc jak w pośpiechu zakłada koszulkę. Spojrzał na nią zdziwiony  po czym schylił się i zaczął poprawiać sznurowadło prawego korka. Miała przy tym idealny widok na jego tyłek, ale nie dała się tym rozproszyć.
- Rusz dupę Lewy, za trzy minuty zaczynamy – upomniała go.-
Już idę – odpowiedział potulnie dodając: - Takie małe, a takie wredne.
Był pewny że ostatnie zdanie pozostanie dla niego tajemnicą, powiedział je przecież po polsku.
- Mówię poważnie, szybciej! - Jakież było zdziwienie Lewandowskiego, kiedy usłyszał ponowne upomnienie w swoim ojczystym języku.Jak to mówią – Rude znaczy wredne.

Zarówno Nathalie jak i Robert starali się unikać siebie nawzajem. Znacie to uczucie: Nienawiść od pierwszego spojrzenia? Jednak jak długo można nie widywać się, skoro codziennie mieli wspólne treningi lub mecze? Zresztą - tam gdzie Klopp tam i jego młoda asystentka. Widać było, że dla dziewczyny nie była to tylko praca - z czystym sumieniem można było porównać miłość jaką darzyła Borussię z uczuciami jakie zwykle widzimy u Kevina czy Marco. Wrześniowy trening okazał się jednym z tych bardziej pamiętnych dla Lewandowskiego. Nie mógł przestać myśleć o Rudej. Po pierwsze: Dlaczego nie przyznała się wcześniej, że mówi po polsku? Do tej pory słyszał jak mówi po francusku, niemiecku i angielsku, ale przecież żeby dobrze znać polski, musiała z nadwiślańskiego kraju pochodzić. Wstydziła się swojego pochodzenia? A może po prostu lubiła podsłuchiwać jak razem z Piszczkiem i Błaszczykowskim o niej rozmawiają? Tak... wbrew temu co usiłują wykreować media, brak przyjaźni między Lewym a pozostałą dwójką, nie wykluczał braku koleżeństwa. Ciemnowłosy był tak pochłonięty własnymi myślami, że już kilka razy strącił słupek i dał odebrać sobie piłkę, nie sprawiając kolegom żadnych trudności.
- Lewa! - Krzyk Jurgena słyszał bardzo wyraźnie, mimo że dzieliło ich dobre pięćdziesiąt metrów. Pokręcił tylko głową i potruchtał w stronę trenera, któremu brak koncentracji napastnika z pewnością nie umknął.
- Robert, na ławkę. - Klopp wskazał mu miejsce, jakby wysyłał pięciolatka do kąta.
- Dzisiaj i tak się do niczego nie nadajesz, Nathalie wyjaśni ci zmiany taktyczne na jutro. Była to ostatnia rzecz na jaką miał ochotę, zdecydowanie wolał biegać za piłką, ale Kloppo nie wyglądał w tej chwili na takiego, któremu zmiana decyzji przyszłaby łatwo. Usiadł więc grzecznie i obserwował jak rudowłosa pisze coś zawzięcie, nawet nie podnosząc na niego zielonych oczu. Przygryzała przy tym wargę jakby właśnie usiłowała rozwiązać najtrudniejszą zagadkę, a odpowiedź nie chciała przyjść jej do głowy. Kiedy zauważyła że patrzy jej przez ramię, szybko zatrzasnęła notatnik.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Podobno masz mi wyjaśnić jaką taktyką jutro gramy – odpowiedział spokojnie. Dziewczyna przewróciła oczami i podała mu kartkę, na której było narysowane boisko, kilka strzałek i nazwiska zawodników. Robert przyglądał się przez chwilę schematowi po czym wskazał palcem na swoje nazwisko.
- Jeśli ktoś by mnie zapytał, to ja postawiłbym Marco za mną a Mario na boku, będzie bardziej ofensywnie. I skuteczniej.
- Ale nikt nie pytał cię o zdanie... - mruknęła Ruda, mimo tego co powiedziała  spojrzała jeszcze raz na kartkę. Ale niestety, chyba masz rację.
- Niestety? Ja tylko chcę jak najlepiej dla drużyny  ty nie? - zapytał retorycznie. Dobrze wiedział jaka będzie odpowiedź.
- Widzisz, może jednak się dogadamy.
 Studentka dziennikarstwa uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy, odkąd się poznali, a on odpowiedział jej tym samym. Okazało się, że wcale nie muszą być wrogami, a jak bardzo są podobni, mieli się jeszcze przekonać...

Aren't you somethin', an original
Cause it doesn't seem merely as simple
And I can't help but stare, cause
I see truth somewhere in your eyes*
__________
No i jest :) Jest wcześniej, bo... no właśnie, sama się nie mogłam doczekać! Chciałam żeby coś się na blogu zadziało, żeby ktoś to czytał, komentował... jesteście kochani, dziękuję za zainteresowanie :)

* J.T - Mirrors 

piątek, 4 października 2013

Prolog

Skurwiele w niebie mają z diabłem romans
 Jest tyle rzeczy, których nie zapomnę
 Nawet gdybym leczył się
 Więc swój niebezpieczny umysł idę leczyć w klubie*

Robercik to takie grzeczne dziecko… było.
Od kiedy już częściej słyszy słowa “ skurwysyn” od wszelkich innych epitetów? Już nawet nie miał siły zaprzeczać, ani ciągle powtarzać “Moja mama nie jest kurwą!”.
Co tu robił? W Warszawie, wśród brudnych chodników, powietrza tak nasyconego spalinami, że nie był już nawet pewny, czy oddycha. Chował się? Uciekał? Bawił się. Bo co miał niby robić w Londynie, gdzie wszyscy mieli go za ostatnią ofiarę, której głupia kontuzja nie pozwala wejść na boisko? Wszyscy już mieli dość, warczącego na wszystkich faceta, który coraz częściej zaglądał na dno kieliszka, niż pojawiał się na treningach.

“Kiedy niebo ciemnieje nade mną, czasem mi ciężko, czasem mi fajnie
 Niech nie gasną latarnie, lubię miasto gdy nie może zasnąć... “


Przychodzenie do baru stało się jego codziennością, a raczej conocnością. Barman już dawno miał dość jego żałosnych zwierzeń na temat niby beznadziejnego życia. Ten bar wcale nie różnił się wiele od innych. Może… nie dziś wieczorem. Tej nocy pojawiła się ona.
Ciemne włosy, długie nogi. Ideał. Zakręciło mu się w głowie. Nie chciał teraz pamiętać że ma żonę. Dziewczynę, która z każdym dniem bardziej go nienawidziła niż kochała. Czuła że na nią patrzy a on bezwstydnie śledził ją wzrokiem, chciał ją przyciągnąć. Może chciał nawet żeby go rozpoznała, wszystko byle tylko móc być z nią TAM tej nocy. Zwolnił, ominął kolejkę. Dla niej musiał przecież zachować ostrość umysłu. Odwrócił wzrok. Kobiety nagła ignorancja działała jak mód na Kubusia Puchatka.

Dobrą stroną tego miejsca było to, że równie dobrze się stąd wychodziło jak wchodziło. Zsunął się gładko z barowego stołka, posłał jej ostatnie porozumiewawcze spojrzenie i wyszedł. Zimne jesienne powietrze  trochę go otrzeźwiło, ale wrażenie jakie zrobiła na nim dziewczyna, nie zniknęło. Chciał już odpalić papierosa i dla zabicia czasu pozaciągać się śmiertelnym dymem, ale zrezygnował, słysząc za sobą dźwięk obcasów stukających delikatnie o chodnik. Wyobrażał sobie jak idzie, powoli, z gracją. Uśmiechnął się na tą myśl.
- Czego chcesz? - zapytała, głosem, który wywołał u niego dziwną reakcję. Dreszcz przebiegł go po plecach, a echo jej słów jeszcze przez chwilę brzmiało w uszach.
- Ciebie - odpowiedział. Zaśmiała się kokieteryjnie.
- Mogę zdradzić ci sekret? - zaczęła. Spojrzał na nią z zainteresowaniem, unosząc jedną brew ku górze.
- Zapamiętasz tę noc. - Zapamięta? Nie, chyba już nie.
- Doprawdy? Sprawdźmy to. - Wyraźnie się z nią bawił, wiedział że już jest jego, przynajmniej dziś.
- Ale… czy to jest warte, tego być nie mógł spać? - pytała, szybko ucząc się tej zabawy. Właściwie, pewnie to nie był jej pierwszy raz.
- Nie znasz mnie, uwierz, będę spał z tym spokojnie. Jeśli chciałabyś… czekam w samochodzie, przyjdź. Mamy tylko tą jedną noc.
~*~
Przyszła.
Od początku wiedział że wygra. Nie pytali o nic, może poza…
- Jak masz na imię? - szepnął, sadzając ją, na brzegu stołu w jadalni.
- Amanda- wydyszała.
- Będę cię miał - powiedział tonem, zaciekłym, zaborczym.
- A ja ciebie, odpowiedziała, obejmując go nogami w biodrach. Przyciągnął ją do siebie, a Amandzie zabrakło na chwilę oddechu. Lubiła czuć to co teraz. Twarde ciało mężczyzny napierało na nią, a ona chciała tylko więcej i więcej. Uniósł biodra i przesunął do przodu. Oparła się na rękach, a jej włosy opadły, tworząc między nimi ciemny baldachim.
- Tego właśnie chcę powiedział. Ujął jej twarz i przyciągnął do ust. Drażnił się, delikatnie zagryzając jej dolną wargę. Ściskał jej nabrzmiałe piersi, przez bluzkę, a ona tylko zachęcała go, pomrukując cichutko.
Kiedy zauważył brak bielizny, tak po prostu wsunął w nią dwa palce. Syknęła z rozkoszy, a on bawił się dalej, powodując że porażał ją dziki ogień.
- Powiedz że mnie nie chcesz, a cię puszczę.
- Chcę, chcę - dyszała.
Wsunął się w nią z  uśmiechem. Wiedział, że jest tutaj tylko ten raz, na jedną noc, ale uwielbiał to. Jej płytki oddech, zaróżowione policzki. Nagle poczuł, że ona do niego należy, to wrażenie zamieszało mu w głowie. Amanda obejmowała go mocno, kiedy on rozkoszował się każdym, długim, mocnym pchnięciem. A kiedy nadszedł orgazm, ona krzyknęła. Zakrył jej usta swoimi i po kolejnych kilku pchnięciach, dołączył do niej. Opadli zmęczeni, zdając sobie sprawę, że nawet się do końca nie rozebrali, że dopadli swoich ciał jak dzicy, pragnący tylko jednego.

Długonoga brunetka szybko o nim zapomni, on o niej też. Kiedyś kochał jedną kobietę. Niebezpieczną, perfekcyjną. Ognistą, tak samo jak jej kolor włosów. Była żywym potwierdzeniem tego, co mówią o Francuzkach, mimo że geny znad Sekwany odziedziczyła tylko po matce. Nathalie była wyjątkowa, jeśli coś kochała, to całym sercem. Nala, jak ją często nazywał - urodziła się w Dortmundzie, mieście w którym spędził trzy lata, po czym zamierzał je opuścić. Zostawiając za sobą Dortmund, zostawił miłość swojego życia.

*Pezet - Na pewno. + Lekka parafraza "Niegrzeczna" ^^

______________
I oto prolog mojego tworu, który tworzył się w mojej głowie od wakacji, a po rozmowach z kilkoma osobami stwierdziłam że to może wypalić. Naprawdę polubiłam to opowiadanie i mam nadzieję że wam też się spodoba, zniesiecie to, że nie jestem idealna w tym co piszę. Jak po tekście powyżej widać, nie będzie to opowiadanie tak grzeczne, jak moje poprzednie, ale też nie zamierzam przesadzać, tak myślę :3 Po prostu już nie będę się ograniczać i będę pisać to, na co akurat będę mieć pomysł, licząc, że może spodoba się innym :) Dziękuję za każdy komentarz, czy choćby krótkiego tweeta.
Terminy publikacji znajdziecie w "Terminarzu".
Pozdrawiam, @AlyFlame :)